Cała prawda o marokańskim hammamie

Hammam to parowa łaźnia, w której Marokańczycy poddają się zabiegom pielęgnacji i oczyszczenia ciała. To miejsce odnowy i relaksu. Tak przynajmniej twierdzą liczne źródła pisane.

Jak jest naprawdę? Postanowiłam to sprawdzić na własnej skórze.

 

Zamiast luksusowego SPA czy hotelowego salonu masażu, często reklamowanego turystom jako „Real hamman experience”, wybrałam lokalny hammam w błękitnym mieście Chefchaouen, w sercu mediny.

To co zastałam na miejscu dalekie było od zdjęć pałacowych wnętrz, z piękną mozaiką i basenami z gorącą wodą, które znalazłam wcześniej w Internecie.
Wyobraźcie sobie mroczne, zaparowane wnętrza w poobijanych kafelkach, prawdopodobnie nieremontowane od czasu powstania, czyli w przypadku miejsca, które odwiedziłam od 1927 roku.

Wnętrza, które wielu określiłoby jako… obskurne. A już na pewno nie kojarzące się z czystością .
Ale od początku…

Miejskie łaźnie cieszą się dużą popularnością w marokańskich medinach, gdzie warunki sanitarne w prywatnych domach długo nie należały do najlepszych.

Kobiety i mężczyźni korzystają z łaźni w innych godzinach, o których  informuje wywieszka przy drzwiach do hammamu. Każda łaźnia składa się z szatni oraz z trzech wykafelkowanych pomieszczeń, w których panuje różna temperatura: od ciepłej, po bardzo gorącą.

W szatni należy rozebrać się do majtek. Kostiumy kąpielowe nie są mile widziane.

Od szatniarki możemy dostać plastikowe wiaderka, które będą nam niezbędne do ablucji. Powinniśmy mieć ze sobą mydło, najlepiej słynne savon noir ze zmiażdżonych oliwek i pilingującą rękawicę Kessa. Do uzyskania lepszych efektów zalecane jest też użycie glinki wulkanicznej, a na koniec zabiegów odżywczego olejku arganowego, w lokalnym hammanie nikt jednak tego nie robi.

Gdyby jednak chcieć z nich skorzystać, wszystkie akcesoria dostaniemy w medinie, w licznych kramach z pachnidłami. Podejrzewam, że mydło można także kupić od szatniarki, ale trudno dogadać się tu w innym języku niż arabski.

 

Miejscowe kobiety przynoszą ze sobą także plastikowe taborety i maty, ponieważ w łaźni nie ma na czym usiąść. Kto o to nie zadba będzie siedzieć bezpośrednio na kafelkach, w kałużach wody pełnych,  zdrapanego naskórka i włosów.  Mnie niestety nikt o tym drobiazgu nie uprzedził.

Przezornie jednak wzięłam klapki, żeby nie musieć brodzić w tym dobrodziejstwie gołą stopą. Niestety szybko zostałam pozbawiona tej możliwośći...

Zaraz przy wejściu rosła szatniarka "wita mnie" tonem nieznoszącym sprzeciwu i pokazując na moje klapki kręci energicznie głową. Wskazuje mi za to stare, ohydne klapiszcza, najwidoczniej ogólnego użytku. Mimo przerażenia i wizji szalejącej grzybicy przyjmuję ten zatęchły rekwizyt. Nie wiem o co chodzi bo ze wszystkich kobiet tylko ja i moje obuwie wydajemy się Cerberowi w spódnicy podejrzane. Od razu orientuję się jednak, że nie ma sensu się  kłócić.

Zresztą i tak wszystkie Marokanki mi się przyglądają. Jestem jedyną białą i  jedyną europejskich rozmiarów  kobietą w całym hammamie.

 

Gdy tylko wchodzę za próg łaźni zrzucam wiekowe klapiszcza. Boso mam pewnie taką samą szansę na złapanie jakiegoś paskudztwa, ale przynajmniej nie czuję smrodu starej gumy, jaki im towarzyszył.

Wchodzę w kłęby pary, która ma za zadanie otwierać pory.

Wokół, na ziemi i plastikowych krzesełkach siedzą kobiety, w każdym wieku. Są tu całe rodziny: matki z córkami, siostry, a pewnie także sąsiadki i koleżanki.

Jeśli oczami wyobraźni widzicie teraz rozgrzaną salę pełną nagich kobiet o egzotycznej urodzie, nie do końca jesteście w błędzie, ale dalej robi się nieco mniej romantycznie…

 

Tłum półnagich, bardzo dużych kobiet zaciekle zdrapuje z siebie naskórek rękawicami. Namydlają całe ciało, zdrapują rolujące się warstwy i spłukują wodą z plastikowych wiaderek.

I tak godzinami, aż do starcia wszelkiego wspomnienia o brudzie.

 

Dwie kobiety dostrzegają moje zagubienie, pokazują źródło gorącej wody, biorą moje wiaderka i napełniają je pokazując żebym się nie zbliżała bo woda jest wrząca. Dolewają zimnej i dopiero wtedy gestem pozwalają mi sprawdzić czy temperatura jest dla mnie odpowiednia.

Siadam w kącie i myję się raz, drugi, a potem trzeci. Nie mam rękawicy, sądziłam, że kupię ją na miejscu albo skorzystam z pomocy miejscowej masażystki, ale po ujrzeniu pełniącej tą funkcję szatniarki, szybko zmieniłam zdanie.

Brak rękawicy zauważa nastoletnia dziewczynka i po chwili oferuje, że swoją umyje mi plecy. Wiem, że kobiety w hammamie nawzajem sobie pomagają. Jeśli przyszło się samemu można też zapłacić pracownicy hammanu aby zrobiła nam peeling i masaż. Jest to jednak zabieg dla odważnych. Ich dokładność i oddanie sprawie są bowiem legendarne i w europejskim odczuciu zakrawają na brutalność. Liczne relacje kobiet, z których zdzierano w ten sposób skórę zdecydowanie odstraszają mnie od skorzystania z usługi.

Dziewczynka patrzy na mnie wyczekująco. Chociaż mam pewne wątpliwości natury higienicznej, nie wypada odmówić. Ponadto zdaję sobie sprawę, że siedzę bezpośrednio w kałuży brudnej wody, a bosymi stopami chodzę zapewne po milionach mikroorganizmów, modląc się tylko żeby nie złapać grzybicy. Czy szorowanie pleców może być bardziej ryzykowne? Z uśmiechem przyjmuję więc miłą propozycję. Dziewczynka na szczęście płucze rękawicę w czystej wodzie i zaczyna, o dziwo całkiem delikatne, zdrapywanie moich pleców. Wiem, że należy się odwdzięczyć, więc po paru minutach pytam czy jej także umyć plecy. Ten obowiązek należy jednak do jej mamy, która od półgodziny z zawziętą miną szoruje sobie pośladek. Nie mam wątpliwości, że po opuszczeniu hammamu ona i jej dzieci nie będą potrzebowali kąpieli przez co najmniej tydzień.

 

Wylewam na siebie ostatnie wiadro gorącej wody i z poczuciem ulgi wlokę się do domu. Po prawdziwą odnowę i relaks powinnam chyba jednak udać się do marokańskiego SPA. Tradycyjny hammam,  choć jest przeżyciem jedynym w swoim rodzaju, dla mnie z relaksem nie miał wiele wspólnego.

 

 

The author of the first and last photo in this post is Michael Palin.

Source : http://riadzany.blogspot.com/2013/06/visiting-moroccan-hammam-beginners-guide.html