Mały kraj wielkich ludzi

Dlaczego na Tonga należy być cierpliwym? Jak mówić do króla? Kim są ladies i czym zaskoczy Was tutejsza kava? Czyli 10 rzeczy, których nie wiecie o Tonga!

Do kogo ta mowa?

Tonga to jedyne królestwo na Pacyfiku. Na wyspach funkcjonują trzy języki, używane w zależności od statusu rozmówcy. Jeden do mówienia na codzień, wśród zwykłych ludzi, drugi do rozmowy w gronie kilkudziesięciu notabli, a trzeci zarezerwowany wyłącznie do kontaktu z rodziną królewską 🙂
Tongijczycy uczą się ich obowiązkowo w szkole, mimo że niewielu z nich kiedykolwiek dane będzie porozmawiać z królem. Znacznie częściej skorzystają z nich w kontakcie ze szlachetnie urodzonymi, którzy piastują większość urzędów. Poza trzema miejscowymi językami, Tongijczycy posługują się również angielskim. Nic dziwnego, prawie każdy albo sam kiedyś mieszkał, albo ma rodzinę w Nowej Zelandii lub Australii.

Friendly islands

Przyjazne wyspy... tak kapitan Cook nazwał Tonga, gdy jego ludzi pięknie powitano na właśnie odkrytym archipelagu i zaproszono na uroczystą ucztę. Tongijczycy są wciąż dumni z tak dobrego PR i robią wiele, aby podtrzymać ten przyjazny wizerunek. Nietaktem było by wypominać im drugie dno tej historii. Wieść niesie jednak, że Tongijczycy zorganizowali ucztę aby zwabić wszystkich ludzi Cooka i pozbawić ich życia. Ze względu na brak porozumienia w tej kwestii wśród przywódców ( jak to zwykle bywa słaby team work i komunikacja ), plan jednak zarzucono w ostatniej chwili. Anglicy nigdy nie dowiedzieli się o podstępnym zamiarze, a nazwa Friendly Islands przeszła do historii 🙂

Gościnność

Mieliśmy okazję przekonać się, że Tongijska gościnność jest wielka, jak sami Tongijczycy. Miejscowi wielokrotnie oferowali nam podwiezienie, poczęstunek, możliwość bezpłatnego skorzystania z ich telefonów lub inne drobne przysługi. Sami nie mając zbyt wiele, dzielili się wszystkim.
Czy w jakimkolwiek innym kraju przypadkowi ludzie zapytani o kierunek wcisnęli by Wam przy okazji talerz z pełnym obiadem na drogę? Czy lokals zapytany o przystanek autobusowy wysadziłby z samochodu własną rodzinę czekającą na krewnego i podwiózł Cię do miasta? W Tonga to codzienność! Na koniec podziękują Ci jeszcze, że wybrałeś ich kraj na przyjazd, pomogłeś ich gospodarce, a tym samym ich rodzinie. Tongijczycy zawstydzali nas na każdym kroku, a każda taka sytuacja kończyła się długą wymianą obustronnych podziękowań.

Już drugiego dnia naszego pobytu na wyspach, podczas nabożeństwa w Wolnym Kościele Tonga, dokąd wybraliśmy się posłuchać niesamowitych śpiewów, wypatrzył nas pastor. Po mszy zaprosił nas do swojego domu na tradycyjny, rodzinny obiad. Nie mogliśmy wyjść ze zdziwienia, ale byliśmy zaszczyceni i oczywiście z miejsca przyjęliśmy zaproszenie. To co nastąpiło potem przeszło nasze najśmielsze oczekiwania... Nasi gospodarze sypali świetnymi dowcipami, nie oszczędzając w nich ani siebie ani tuszy Tongijczyków. A my krztusząc się ze śmiechu próbowaliśmy jednocześnie sprostać temu co pojawiło się na stole...

Zostaliśmy pogrzebani żywcem pod lawiną pieczonych słodkich ziemniaków i kasawy, potrawek z kurczaka, wieprzowiny i żółwia morskiego, ośmiornicy w mleczku kokosowym i wszelakich innych dobroci, pod którymi uginał się stół. W dodatku drzwi nie zamykały się pod napływem nieznajomych z kolejnymi porcjami lokalnych specjałów, którymi jak się dowiedzieliśmy, wedle tradycji sąsiedzi dzielą się ze sobą w każdą niedzielę. Jako goście obsługiwani byliśmy w pierwszej kolejności. Żeby nie uchybić naszym gospodarzom staraliśmy się spróbować po małym kawałeczku każdego z podsuwanych nam dań, ale ku naszemu przerażeniu jedzenia wcale nie ubywało. Gdy sądziliśmy, że spróbowaliśmy już wszystkiego i siedzieliśmy ledwo żywi z przejedzenia, pojawiła się przed nami największa porcja czekoladowego tortu jaką do pory widzieliśmy ( o towarzyszących mu lodach nie wspominając). Widząc nasze miny, gospodarze pośpieszyli z wyjaśnieniem, że dostaliśmy najmniejszy kawałek. Ot, taka plaga gościnności. Malo e lelei! Witajcie na Tonga! 🙂

image

Czas tongijski

Gdy tylko wylądowaliśmy na Tonga odczuliśmy dziwne fizyczne zjawisko. Czas jakby zwolnił. Minuty przestały istnieć, a godziny rozciągnęły się jak gumka. Dzień wydłużył się, a koniec tygodnia jakby nie nadchodził. Wszystko zwolniło... Zwolniliśmy i my. Bez irytacji, nawet z pewną ulgą, po szybkim tempie życia Ameryki Południowej, przestawiliśmy się na czas wyspiarski.
Nie raz widzieliśmy Amerykanów czy Europejczyków przyjeżdżających tu na szybkie wakacje, które schodziły im na ciągłej irytacji. Mieli takie plany, a z połowy musieli zrezygnować. No bo jak to, że prom pływa raz na tydzień, o ile w ogóle popłynie? No bo kto to widział żeby wypływał w poniedziałek, wtorek lub środę i wracał z podobną przewidywalnością? Jak to lot między wyspami odwołany? I jak tu coś zaplanować?
Na Tonga wszystko dzieje się jednak w zwolnionym tempie, komunikacja jeździ w sobie tylko wiadomych godzinach i nikt do nikogo nie ma o to pretensji. Mieszkańcy zawsze mają czas na zagajenie rozmowy, uśmiechy, zapozowanie do zdjęć. Nikt nikogo nie pogania, nikt nie przyśpiesza kroku, nie krzywi się na spóźnialskich i nie wywraca niecierpliwie oczami. Tongijczycy czasu nie liczą.

Niedziela i "spódniczki"

Jeśli wyobrażaliście sobie mieszkańców wysp Pacyfiku jako półnagich dzikich, w spódniczkach z trawy, to pewnie się zdziwicie. Tongijczycy są społeczeństwem dosyć tradycyjnym, bardzo rodzinnym i religijnym. Nie spotkamy Tongijczyka w stroju plażowym, kąpią się w pełnym ubraniu. Strój obowiązkowo zakrywać ma nogi i ramiona. Mężczyźni chodzą w długich tunikach tupenu, często przykrytych szerokim pasem plecionej maty. Kobiety noszą najczęściej długie spódnice lub sukienki oraz maty ta'ovala lub ozdobne "frędzelki" kieke.

image

image

Kieke i wachlarze, używane w niedzielę do kościoła
 

imageZarówno męskie, jak i damskie maty to piękne stroje, wyplatane z długo moczonej w morzu, a potem suszonej na słońcu kory drzewa. Inne wzory i " fasony" obowiązują na codzień, inne w niedzielę do kościoła, na ślub czy pogrzeb ( w żałobie kobiety całe zawijają się w zwój maty i wyglądają niczym wielka, chodząca "słomianka").

image

image

Tongijczycy nie są jednak jak radykalni Arabowie i nikt nie broni turystom plażowania w bikini, ale bieganie bez koszulki lub w krótkich szortach po mieście, zwłaszcza w niedzielę, byłoby wielkim faux pas.

Niedziela jest na Tonga nie tylko dniem świętym. W niedzielę Państwo przestaje funkcjonować. Wszystkie sklepy i knajpki zostają zamknięte, komunikacja nie funkcjonuje, promy nie pływają i ... nie odbywają się żadne loty. Międzynarodowe lotnisko też ma wolne! Nie uprawia się sportów i raczej nie plażuje. Lud Tonga świętuje. Idzie do jednego z licznych kościołów ( Adwentystów, Katolików, Mormonów, Wolnego Kościoła Tonga czy Wesleyańskiego, do którego należy król), a potem biesiaduje z rodziną i odpoczywa.

W kościele, niezależnie od wyznania, Tongijczycy chwalą Pana poprzez śpiew. A potrafią śpiewać jak mało kto! Ich śpiew, równie porywający jak gospel, ale mniej skoczny, rozlewa się z otwartych kościołów na ulice i wypełnia sobą całe miasto. Najpiękniej brzmi on bez akompaniamentu, a niektóre chóry sprawiają, że aż ciarki przechodzą po plecach. Prosty, drewniany kościół, bez żadnych obrazów czy ozdób, tylko z krzyżem. I ta magiczna muzyka. Wystarczy powiedzieć, że od lat nie zawitaliśmy do tylu kościołów i na tyle mszy.
Po mszy w domu czeka już uczta z umu, podziemnego piekarnika ( odpowiednika maoryskiego hangi). Na rozgrzanych kamieniach pieką się mięsa, ryby i uwielbiane tu bulwy ( słodkie ziemniaki, kasawa, yam i dynie). Jak już wspomnieliśmy, Tongijczycy kochają jeść, co doskonale widać po ich sumo sylwetkach. Porcje są zawsze zacne. Na Tonga nawet lody w rożku, swoją drogą przepyszne, to porcja zdecydowanie dwuosobowa 🙂

Kava

Kava to jedyny tradycyjny, wyspiarski alkohol, pity również na Fiji i Samoa. Obecnie Tongijczycy robią też piwo, o dumnej nazwie Kingdom, ale kava to wciąż lokalna tradycja. Słaby alkohol wytwarzany jest z korzeni pewnego drzewa. W ceremonii picia kavy uczestniczą tylko mężczyźni, a kobieta najwyżej nalewa alkohol, przy oficjalnych okazjach wykonując przy tym zgrabne, dobrze wyeksponowane ruchy dłoni, przypominające taniec. Podobnie jak przy japońskiej ceremonii parzenia herbaty.
My mieliśmy okazję spróbować kavy nie na pokazie dla turystów, ale w domowym zaciszu, w towarzystwie znanego tongijskiego artysty Philipe i jego przyjaciela z Fiji. Z braku pani domu, kavę nalewał gospodarz. Brunatny proszek połączył z wodą, przesączając go przez szmatkę do dużej drewnianej misy na trzech niskich nóżkach. Szaro-brunatny płyn, przypominający z wyglądu i zapachu ciecz jaką uzyskuje się w wyniku wyrzęcia brudnego mopa, zaczerpnął do wydrążonych i wypolerowanych połówek kokosa i podał nam, czyli gościom do spróbowania. Podobno ceremonii towarzyszy w tym momencie klaskanie i nucenie innych uczestników, do momentu aż czarka zostanie opróżniona. Byliśmy wdzięczni, że oszczędzono nam tego elementu, nie śpieszyliśmy się bowiem z wypiciem jej zawartości. Nie tylko wygląd płynu okazał się niestety, delikatnie mówiąc, nieszczególny. Smak ciężko opisać, ale obraz wiadra z pomyjami długo stał nam przed oczami. W dodatku płyn dziwnie szczypał w język i powodował lekkie drętwienie w ustach, jakie towarzyszy początkowej fazie znieczulenia dentystycznego. Grzecznie podziękowaliśmy za dolewkę.

image

"Prząśniczki"

Tak jak nasze babcie robiły na drutach, tak jak mieszkańcy Wysp Owczych, młodzi i starzy, namiętnie szydełkują, tak kobiety na Tonga tkają ozdoby z wysuszonej kory. Wyplatają całymi tygodniami, a nawet miesiącami, solo i grupowo. Korę pewnego drzewa namacza się przez tydzień w morzu, kolejny suszy się ją na słońcu, a następnie rozbija na włókna specjalnymi drewienkami i plecie. Kieke, ta'ovala, wachlarze i maty na każdą okazję ... śluby, pogrzeby i chrzciny.

image image image image

Fakaleiti

Fakaleiti to tak zwana trzecia płeć występująca na wyspach Polinezji (pod różnymi nazwami), czyli mężczyźni żyjący jak kobiety i wykonujący damskie zawody. Tradycja fakaleiti wywodzi się z dawnych czasów, gdy w niektórych rodzinach, w których brakowało kobiet do pomocy, syna postanawiano wychować jak córkę. W obecnych czasach coraz częściej jest to osobista decyzja. Dziś ciężko powiedzieć czy jest to wybór podyktowany tradycją czy głębszy konflikt płciowy, pozwalający zakwalifikować ich do środowiska trans i queer.
Potocznie zwani Leiti (ladies) są delikatni, charakteryzują się dziewczęcymi gestami i głosem, chodzą umalowani, w kobiecych strojach, czasami ze " zrobionym" biustem. Pracują w raczej sfeminizowanych na wyspach zawodach, jako fryzjerzy, kelnerzy, ekspedienci. Nikogo na Tonga nie dziwią i są raczej poważani w społeczeństwie. Czasami są obiektem niegroźnych żartów w czyimś domowym zaciszu, ale nigdy otwartego wyśmiewania czy wrogości. Spotkaliśmy wielu przesymapatycznych Leiti, w trakcie naszej podróży i byliśmy pozytywnie zaskoczeni tolerancyjnością Tongijczyków.

 

Dzieciaki

Chcąc nie chcąc na Tonga poczujesz się jak papież pozdrawiający tłumy. Jesteś tu palangi (biały) i dla dzieci stanowisz jeszcze większą atrakcję niż miejscowi dla ciebie. Na prawo i lewo będziesz więc odwajemniać uśmiechy i pozdrowienia, odpowiadać jak się nazywasz oraz skąd i dokąd zmierzasz. Dzieciaki wybiegną przed furtki, zaczną machać rączkami i krzyczeć "bye,bye", co w lokalnej odmianie angielskiego oznacza "hi!". Nie myśl nawet, że wystarczy odpowiedzieć raz. Młodsze będą ścigać się z tobą gdy jedziesz na rowerze, złapią cię za rękę i całe roześmiane biec będą przy tobie dopóki starczy im sił.
Do tej pory z trudem udawało ci się czasem nakłonić kogoś do zapozowania do zdjęcia, lub w ukryciu strzelałeś spod "pachy"? Na Tonga, zwłaszcza w wioskach, gdy dzieciaki zobaczą twój aparat oszaleją z zachwytu i na pewno poproszą cię o sesję. Dorośli też nie odmówią kilku fotek. I nikomu nie przyjdzie do głowy wyciąganie ręki po pieniądze.

image image image