No i udało się. Jesteśmy w Meksyku. Jednak zanim się udało, mieliśmy krótki przystanek w Brukseli.
Po długich perypetiach ze znalezieniem taniego noclegu, w końcu wylądowaliśmy w hostelu na peryferiach miasta. Tym sposobem udało nam się wydać ciut mniej niż 200zl za noc za łóżko w dormitorium.
Miasto do tanich nie należy. Jest nawet droższe niż Paryż, ale za to fani filmu Czekolada, znajdą tu coś dla siebie. Z każdej wystawy sugestywnie przemawiają stosy pięknie ułożonych słodkości, w dziesiątkach kolorów i kształtów, a ze sklepów dolatuje aromat płynnej czekolady. Ceny oczywiście zabójcze.
Ceny nie powstrzymały nas za to przed odstaniem godziny po najpopularniejsze w mieście frytki z majonezem. Chociaż wybór sosu nie był tu tak oczywisty. Można było wybierać z prawie trzydziestu rożnych. Oczywiście Belgowie nie mogą pojąć jak ich główny towar eksportowy mógł zostać przez kogoś uznany za wynalazek francuski (french fries). Frytki były, są i bedą przecież belgijskie.
Najlepsze frytki w mieście
Europosłowie niektórym faktycznie patrzą na ręce i zaglądają w talerze :)