Rejs vs samodzielne zwiedzanie
Szukając praktycznych informacji o Galapagos nie mogliśmy oprzeć się wrażeniu, że przewodniki i poradniki internetowe wszystkie głoszą jedną prawdę, którą w skrócie można ująć "Rejs, minimum 5-dniowy, to jedyny sposób na prawdziwe zobaczenie wysp". Najtańszy rejs po Galapagos kosztuje 499$ i trwa 4 dni i 3 noce. W rzeczywistości każdy rejs trwa jednak 1,5 dnia krócej niż głosi reklama. Pierwszego dnia na łódź wchodzi się dopiero po południu, a wycieczka kończy się z samego rana ostatniego dnia. Tak więc z czterech dni mamy do dyspozycji tylko dwa i pół. Rozsądniejsze rejsy 6-dniowe to wydatek minimum 1300$ za osobę. Do tego trzeba jeszcze dodać przelot i bilet wstępu do parku narodowego.
Wbrew powszechnej opinii, na miejscu nie dostaniemy lepszej oferty cenowej niż w niektórych agencjach w Quito czy Guayaquil. Z powodu ogromnego zainteresowania rejsami i prawdziwej zmowy cenowej nie istnieje również coś takiego jak bardzo atrakcyjne last minute czy duże zniżki. Niektórzy właściciele agencji półoficjalnie przyznają, że taniej niż... nie mogą sprzedać bo taka jest niepisana umowa między miejscowymi. Po co konkurencja cenowa, jeśli i tak każdy tu zarobi...? Galapagos jest jedno, turystów wielu...zapłacą.
Najważniejsze jednak, że większość rejsów, mimo kosmicznych cen, nie oferuje tak naprawdę ciekawej trasy. Dobry rejs to bowiem taki, którego trasa wiedzie przynajmniej przez dwie z najbardziej polecanych wysp. Takich rejsów jest jednak jak na lekarstwo. Zastanawiacie się czemu wszyscy nie pływają właśnie na te najciekawsze wyspy? My też się zastanawialiśmy. Okazuje się, że władze parku narodowego limitują ilość łodzi, które w danym tygodniu czy miesiącu mogą odwiedzić każde z miejsc parku. Dzięki temu najbardziej atrakcyjne miejsca nie zostają nagle zadeptane przez tłum turystów. Co rozsądne, zwierzęta mogą wówczas odpocząć od ludzi, ale turystyka nie cierpi próżni. Agencje oferują więc w tym czasie wszelakie inne, mniej interesujące destynacje, oczywiście w tej samej lub wyższej cenie. Ale o tym cicho sza!
Z tych właśnie powodów postanowiliśmy zaryzykować i zobaczyć Galapagos bez rejsu, na własną rękę. Tym samym odrzuciliśmy również, według nas całkiem nieopłacalną, trzecią opcję, czyli wykupienie stacjonarnej wycieczki po wyspach, polegającej na wypadach po zamieszkanych wyspach z hotelu na jednej z nich. To doskonale mogliśmy zrobić sami i to znacznie taniej.
Wybór wysp
Na Galapagos samodzielnie dostaniemy się tylko na cztery, zamieszkane wyspy – Santa Cruz, Isabela, San Cristobal i Floreana. My odwiedziliśmy pierwsze trzy. Pozostałe wyspy można zobaczyć podczas rejsu, a część z nich również podczas jednodniowych wycieczek.
Dokonując wyboru rejsu dokonujemy wyboru jednej z trzech grup wysp ( chyba, że nie narzekamy na nadmiar gotówki i możemy wybrać się na ponad tygodniowy rejs), co nie oznacza jednak, że odwiedzimy wszystkie wyspy z danej grupy:
Wyspy Zachodnie ( Isabela, Fernandina) Wyspy Południowe ( San Cristobal, Santa Fe, Española, Floreana) Wyspy Północne ( Santiago, Bartolome, Rabida, North Seymour, Genovesa)
W każdej z grup znajdują się wyspy bardzo atrakcyjne i te mniej ciekawe. Do szczególnie polecanych należą Fernardina, Española, Floreana, Bartolome i Genovesa. Każda z nich oferuje coś unikalnego, wybór jest więc trudny. Dla ułatwienia przedstawiamy krótką ściągawkę :)
Fernardina - pingwiny, kormorany nieloty, plus duża kolonia morskich iguan Española - niebieskonogie głuptaki, najbardziej kolorowe morskie iguany, albatrosy (od maja!), plus lwy morskie Floreana - Punta Cormorant czyli bardzo dobry snoorkling w półzatopionym kraterze i Post Office Bay (200-letnia skrzynka na listy w starej beczce, tu każdy może być listonoszem) Bartolome - marsjański, wulkaniczny krajobraz, dobry snoorkling, również z pingwinami Genovesa - kolonie fregat, endemiczne kotiki ( rodzaj uchatki), czerwononogie głuptaki i głuptaki Nazca
Oczywiście na pozostałych wyspach spotkamy również wiele ciekawych zwierząt i ptaków. Jeśli jednak zależy nam na najrzadszych, takich jak czerwononogie głuptaki, albatrosy, kotiki czy kormorany nieloty, największe szanse mamy na jednej z powyższych wysp. Wiele kolonii ptaków czy innych ciekawych miejsc znajduje się również na zamieszkanych wyspach, ale większości z nich nie odwiedzimy bez zorganizowanej wycieczki z przewodnikiem, a niektóre, jak na przykład Punta Cormorant (najatrakcyjniejsze miejsce na Floreana) dostępne są jedynie podczas kilkudniowych rejsów.
Koszty
Na Galapagos latają trzy linie lotnicze: LAN, Tame i AeroGal, z czego najtańsze jest Tame. W niskim sezonie ( maj - czerwiec i wrzesień - październik) bilety można nabyć za około 340 USD w dwie strony. Cena dotyczy wylotu z Guayaquil, wyloty z Quito są droższe ( w maju około 450 USD). Opłaca się więc dojechać autobusem z Quito do Guayaquil i stamtąd złapać lot. Na Galapagos są dwa lotniska, na wyspie Baltra lub San Cristobal. Najlepszym rozwiązaniem jest więc przylot na jedno, wylot z drugiego lotniska, ale w naszym przypadku nie znaleźliśmy takiej kombinacji w rozsądnej cenie. Co ważne, nie ma większego znaczenia czy bilety kupimy z dużym wyprzedzeniem czy kilka dni przed wylotem.
Na lotnisku musimy również zakupić kartę uprawiającą do pobytu na wyspach ( 20 USD) i już na miejscu, opłacić wstęp do parku narodowego (100 USD). Co w sumie z lotem "na starcie" daje kwotę minimum 460-500 USD od osoby. Trzeba pamiętać, że opłaty te nie jest wliczane do cen rejsów.
Poza tymi kosztami, nasze dzienne wydatki przez 7 dni pobytu wyniosły średnio 71 USD na osobę. W tej kwocie policzyliśmy wszystko: noclegi (25-30 USD na parę), jedzenie (ok 12 USD dziennie na osobę), transport między wyspami (30 USD od osoby w jedną stronę) i wycieczki. Wycieczki to zdecydowanie najdroższa część pobytu na Galapagos ( wiele dziennych wypadów na niezamieszkane wyspy to koszt ok 150-180 USD za dzień). My zdecydowaliśmy się tylko na trzy wycieczki, ale o tym za chwilę.
Cały pobyt kosztował więc 970 USD na osobę na tydzień. Oczywiście wydaliśmy dużo, ale w przypadku rejsu, który polecany jest przez wszystkie znane nam źródła, wydalibyśmy 3-4 razy więcej.
Patenty na "tanie" Galapagos
1. Spanie Wbrew logice hostele na Galapagos nie są tanie i jest ich niewiele. Bardziej ekonomiczne są "kwatery prywatne", najczęściej występujące pod nazwą Casa, Posada lub Hospedaje. Jeśli szukacie taniego noclegu, zapomnijcie o rekomedacjach Lonely Planet ( podobnie rzecz ma się z wymienionymi tam agencjami). W Puerto Ayora ( wyspa Santa Cruz), największym mieście archipelagu najtańszy, trochę norowaty nocleg w hotelu Sir Francis Drake w dwuosobowym pokoju bez łazienki kosztował 25 USD. Na Isabeli spaliśmy w Casa Ulises, na San Cristobal w Hospedaje Turistico Tenorio ( oba po 30 USD za pokój z łazienką). Oba miejsca były naprawdę przyjemne.
2. Transport Za transport między Santa Cruz, Isabela i San Cristobal za każdym razem zapłacimy 30 USD w jedną stronę ( plus jednorazowa opłata portowa na Isabeli wynosząca 5 USD), ale jeśli kupimy bilet w obie strony w niektórych agencjach możemy zaoszczędzić 5-10 USD. Nie musimy przy zakupie podawać daty powrotu. Wystarczy poprosić o bilet otwarty ( bolleto abierto) i dzień przed powrotem telefonicznie potwierdzić termin. Nie ma bezpośrednich połączeń między Isabelą i San Cristobal, łodzie płyną przez Santa Cruz. Podróż trwa każdorazowo około 2,5 godziny i najczęściej bardzo rzuca. Ciężko tu mówić o komforcie, kapitanowie raczej starają się znaleźć rozsądny kompromis pomiędzy wytrzymałością pasażerów a szybkością podróży. Nawet twardzielom polecamy coś na chorobę lokomocyjną i miejsce na rufie.
3. Jedzenie Porządny obiad można zjeść już za 4-6 USD. Najtaniej nie zamawiać z karty, tylko wybrać jeden z zestawów dnia ( zupa, drugie i napój), czyli menu del dia lub comida corriente. W przypadku Galapagos przygotowywanie posiłków samemu może wcale nie być tańsze, chyba, że część produktów przywieziemy z lądu. Możemy jednak nie móc z nich skorzystać, ponieważ tylko niektóre miejsca noclegowe oferują dostęp do kuchni. Ponadto ceny produktów spożywczych na wyspach są zawsze wyższe, na Galapagos czasem kilkukrotnie. Uwaga jednak na wwożenie świeżego jedzenia, które w większości jest zabronione. Nawet między poszczególnymi wyspami będziemy przeszukani na wypadek "prób przemytu" niektórych owoców. Nie wiedzieć czemu przestępczą sławą cieszy się tu marakuja, jeżyna czy, co bardziej zrozumiałe, wszelkie nadpsute owoce.
4. Sezon W niskim sezonie ( od maja do połowy czerwca i od połowy września do końca października) ceny przelotów i niektórych wycieczek mogą być trochę niższe, ale nie liczyłabym na duże promocje. Tak naprawdę sezon na Galapagos trwa cały rok. Nawet jeśli trafimy w okres deszczowy, nie pada tu wiele, a temperatury są zawsze umiarkowane. W przypadającym na europejskie wakacje i na naszą zimę szczycie sezonu lepsze rejsy należy rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Mimo trwającej od stycznia do maja pory deszczowej, nurkowie mogą preferować pierwszy kwartał roku, ze względu na lepszą widoczność. Najbardziej wzburzone morze obserwuje się tu w sierpniu i wrześniu .
5. Zwiedzanie na własną rękę Żeby spotkać morskie iguany, lwy morskie czy kolorowe kraby nie musimy nigdzie jechać. Potkniemy się o nie w prawie każdym zakątku wysp. Żeby spotkać głuptaki, pingwiny, czy inne stworzenia, najczęściej będziemy musieli wykupić wycieczkę. Mimo obowiązku posiadania przewodnika i ograniczeń dostępu, narzucanych przez park narodowy, na Galapagos znajdziemy jednak kilka miejsc, które można tanio odwiedzić na własną rękę. Poniżej przedstawiamy kilka, w większości całkiem bezpłatnych i nie wymagających wynajęcia prywatnego transportu ( jeśli nie stwierdzono inaczej), atrakcji:
Na Santa Cruz: Charles Darwin Research Center ( duże żółwie i iguany lądowe), Tortuga Bay ( plaża na snoorkling, czasem z rekinami; dużo tu morskich iguan), El Chato Tortoise Reserve lub Rancho Primicias ( duże żółwie na wolności) - dojazd autobusem lub taksówką, obowiązuje opłata za wstęp. Do El Chato podobno obowiązuje przewodnik, ale nie byliśmy, żeby to sprawdzić.
Na San Cristobal: La Loberia ( plaża, na której można pływać z lwami morskimi), Interpretation Center ( małe, bezpłatne muzeum), Cerro de las Tijeretas i Tijeretas Bay ( zaraz za Interpretation Center: wzgórze, z którego można podziwiać szybujące fregaty i zatoczka z dobrym snoorklingiem, również z lwami morskimi)
Na Isabeli: Vilamil Lagoon ( laguna z flamingami) Muro de las Lagrimas ( Mur Łez to fragment dawnej kolonii karnej; po drodze spotkamy duże żółwie na wolności.) - prawie całodzienna piesza wycieczka lub 3-godzinna, jeśli wypożyczymy w miasteczku rower. Playa Concha de Perla ( Plaża przy samym porcie, która wcale nie jest plażą :) do wody wskakuje się z pomostu. Przed południem można tu popływać z morskimi iguanami)
6. Rejs Zanim odrzuciliśmy opcję zwiedzania wysp z łódki, dokładnie przeanalizowaliśmy klasy jachtów i rodzaje dostępnych rejsów. Ze względu na ceny warto rozpatrzeć dwie najniższe klasy: ekonomiczną (jachty New Flamingo, King of the Seas, Amigo, Sulidae) lub turystyczną (jachty Encantada, Golondrina, Darwin, Guantanamera i Floreana). Ze względu na bardzo niski standard klasy ekonomicznej nie wszystkie agencje mają ją w swojej ofercie. Trochę lepsza klasa turystyczna oferuje już sporo droższe rejsy, o klasach: turystycznej superior, pierwszej oraz luksusowej nawet nie wspominając. W najtańszej opcji możemy się spodziewać podstawowych warunków spania i prostego jedzenia oraz niedużej przestrzeni życiowej. Zwierzęta zobaczymy te same, ale tańsza łódź oznacza również trochę mniej doświadczonego przewodnika. Niestety, w czasie gdy szukaliśmy rejsu, pierwszą grupę dotknęła jakaś klątwa i trzy jachty były wycofane ze sprzedaży ze względu na kolejno: wpłynięcie na skały, awarię i zabookowanie na cały rok z góry przez chińskie wycieczki. Flamingo, co zrozumiałe nie miał już wolnych miejsc.
Wycieczki jednodniowe
Wśród wielu, bardzo kosztownych wycieczek zdecydowaliśmy się na trzy, które pozwoliłyby nam zobaczyć równie niesamowity jak ten lądowy, świat podwodny. Wybraliśmy więc oferty łączące snoorkling z krótkim wypadem na oglądanie zwierzaków na brzegu. Na Isabeli odwiedziliśmy Las Tintoreras (40 USD), wulkaniczne wysepki około 10min łodzią od miasteczka. Na lądzie można tu spotkać mnóstwo morskich iguan, trochę niebieskonogich głuptaków, zobaczyć grotę z rekinami ( nie mieliśmy szczęścia i żadnego akurat w domu nie było), a potem popływać z ogromnymi żółwiami morskimi i pingwinami. Niestety mieliśmy tego dnia fatalną widoczność, więc poza kilkoma osobnikami, podziwialiśmy głównie zielone odmęty. Zdecydowaliśmy się też na snoorkling na popularnych Los Tuneles (75 USD), częściowo zalanych lawowych tunelach, gdzie poza kolorowymi rybami można spotkać olbrzymie żółwie, koniki morskie i czasem rekiny ( znów nie mieliśmy szczęścia), a na lądzie przyjrzeć się dobrze z bliska zabawnym, niebieskonogim głuptakom.
Na San Cristobal zrobiliśmy sobie prezent i wykupiliśmy bardzo drogi snoorkling na otwartym morzu, przy słynnej skale Kickers Rock (100 USD), z wizytą na dwóch plażach Manglesito i Puerto Grande. Zwyczajowo wycieczki zatrzymują się tylko na jednej plaży ( wedle wytycznych Parku każdego dnia na innej i to głównie na tej samej, czyli jeśli to na przykład środa to wszyscy płyniemy na Manglesito), ale udało nam się znaleźć agencję oferującą w tej samej cenie dwie różne destynacje. Było to o tyle dobre posunięcie, że na Puerto Grande byliśmy sami, a na Manglesito były z nami trzy inne łódki. W dodatku pierwsza plaża okazała się znacznie ładniejsza. Kickers Rock było jednym z najlepszych snoorklingów na jakich kiedykolwiek byliśmy (a było ich sporo). Wbrew bajkom opowiadanym w agencji wszystkie grupy tylko raz wchodzą do wody i opływają skałę, wpływając po drodze w naturalny kanał. Warto było długo ponarzekać na tą nieścisłość oferty bo dzięki temu naszej grupie pozwolono zostać w wodzie dłużej niż innym. Rewelacyjna widoczność, ogromna ilość rybek, żółwi morskich i rekinów, sprawiła nam taką radość, że po dwóch godzinach nadal nie mieliśmy ochoty wychodzić z wody. Ze względu na długi czas w wodzie warto za wczasu poprosić w agencji o piankę ( powinna być w cenie).
Zastanawialiśmy się też nad rejsem na wyspę North Seymour lub Punta Pitt położony na San Cristobal, gdzie znajdują się kolonie fregat i kilku podgatunków głuptaków, ale obie wycieczki kosztowały ponad 150 USD, więc zadowoliliśmy się niebieskonogimi cudakami i głuptakami Nazca, które widzieliśmy już wcześniej.