Lago Yojoa

Lago Yojoa to jedna z trzech turystycznych atrakcji w Hondurasie, zaraz po ruinach Copan i Utilą oraz Roatanem, wyspami należącymi do archipelagu Islas de la Bahia (Bay Islands). Mimo to, wszyscy turyści, którzy tu przyjeżdżają mieszczą się właściwie w jednym, znanym chyba w całym kraju, hostelu. Jednym słowem... tłumów brak. I to jest właśnie to co tygryski lubią najbardziej. Piękne jezioro, wodospady i park narodowy obejmujący bajkowy las mglisty, a to wszystko niezadeptane jeszcze przez przemysł turystyczny.

 

image

Już na dworcu autobusowym w San Pedro Sula kasjer z okienka woła do nas z oddali:
- D&D! tu! tu!
Skąd on wie dokąd jedziemy, a tym bardziej do którego hostelu, przelatuje mi przez głowę. Jasnowidz czy co? Ale zaraz przypominam sobie, że jesteśmy biali, a skoro jesteśmy w tej części dworca to pewne, że szukamy transportu nad Lago Yojoa.
D&D - w autobusie pada pytanie, a raczej stwierdzenie, gdy przychodzi moment podania naszej destynacji. Czujemy się tacy przewidywalni. Widać wszyscy zatrzymują sie w D&D Brewery.

Nic dziwnego. D&D nie ma prawie żadnej budżetowej konkurencji, ale nawet gdyby taka isniała, hostel wciąż przyciągałby turystów podróżujących nad Yojoa z powodu warzonych na miejscu piw (m.in. malinowych i jagodowych), dobrego jedzenia i świetnej atmosfery.

W okolicy kusi kilka wodospadów, parki narodowe Cerro Azul i Santa Barbara oraz niewielki park przyrodniczo-archeologiczny Las Naranjas.

image

O ile park Santa Barbara jest naprawdę ciężko dostępny, a w związku z tym bardzo drogi i z powodu braku oznakowanych szlaków, nieosiągalny bez miejscowego przewodnika, o tyle Cerro Azul łatwo odwiedzić na własną rękę. Do samego parku dojedziemy z trzema przesiadkami, ale trzeba pamiętać żeby umówić się z kierowcą ostatniego busa na godzinę powrotu.

image

 

W Cerro Azul nie trafiliśmy na typowe dla lasów mglistych zasnucie, ale dzięki temu mogliśmy w pełni podziwiać bujną roślinność. Powykręcane drzewa porośnięte są tu epifitami i bromeliami, tworząc intensywnie zieloną, egzotyczną gęstwinę. Szlak prowadzi do kilku małych wodospadów i w ciągu 5-godzinnej wycieczki nie spotykamy ani żywej duszy.

image

 

Kolejnego dnia wybieramy się do Las Naranjas, parku gdzie poza kilkoma nieznacznymi ruinkami, można podziwiać mnóstwo gatunków ptaków. Ze względu na nie warto tu dotrzeć wczesnym rankiem. Podobno można tu czasem wypatrzeć tukany. Pięknie położone ścieżki tworzą pętlę, przebiegającą kolejno przez las, podmokłe łąki nad którymi zbudowano kładki, nad jezioro i z powrotem nad rzekę, skąd można pożyczyć łodzie wiosłowe. Ciężkie, drewniane, nie są wcale łatwym środkiem transportu, ale znacznie tańszym od wypożyczanych przez hostel kajaków. Żeby dotrzeć do ujścia rzeki trzeba się porządnie nawiosłować, ale nagrodą jest widok na taflę największego w Hondurasie jeziora.

image

image

image