Witamy w Ekwadorze

Ekwador kojarzył nam się z Andami i wyspami Galapagos. Jawił nam się jako miejsce spokojne i dostatnie. Jakie było nasze zdziwienie gdy w wiadomym przewodniku przeczytaliśmy, że kraj ten jest niebezpieczniejszy od Kolumbii ( dane z 2012 roku), przed którą wszyscy nas przestrzegali. Trochę się zaniepokoiliśmy, ale po Hondurasie i innych miejscach gdzie na każdym rogu stali strażnicy uzbrojeni po zęby, i według wszelkich pogłosek niechybnie mieliśmy zginąć postanowiliśmy dać Ekwadorowi szansę. I całe szczęście!

W przeciwieństwie do Bogoty, gdzie podczas pierwszej i zarazem ostatniej nocnej przechadzki po kolonialnej dzielnicy Candelaria natknęliśmy się na samych bezdomnych, kilku narkomanów, ludzi grzebiących w śmietnikach i prawie żadnego normalnego obywatela, o przedstawicielach władzy nie wspominając, Quito nocą przedstawiało się bardzo przyjaźnie. W dzień tym bardziej 🙂
Ekwador zaskoczył nas też pozytywnie swoją różnorodnością. Ten mały kraj może się pochwalić czterema regionami, tak odrębnymi jak Andy, wybrzeże Pacyfiku, wyspy Galapagos i dżungla Amazońska.

image

image

image
W Ekwadorze spędziliśmy zdecydowanie za mało czasu, paradoksalnie dlatego, że sprzyjało nam szczęście. Najpierw udało się kupić relatywnie tanie bilety z Ekwadoru do Paragwaju, co zaoszczędziło nam przebijania się autobusami przez Peru i Boliwię, które widzeliśmy już wcześniej. Po tej decyzji na zwiedzenie Ekwadoru zostały nam trzy tygodnie. Nie tak znowu mało bo kraj nie jest duży, a założyliśmy, że nie damy rady odwiedzić za jednym razem głównych i zarazem najdroższych atrakcji. Z wejścia na Cotopaxi lub inny wysoki wulkan zrezygnowaliśmy już dawno, a wycieczki jednocześnie do Amazonii i na Galapagos nie wytrzymałby nasz budżet... Z przeświadczeniem, że mamy sporo czasu przyjechaliśmy do Quito.

Tu po raz kolejny uśmiechnęło się do nas szczęście. Po dokładnym przepytaniu chyba wszystkich agencji w mieście, okazało się, że możemy zorganizować fajną wycieczkę do Amazonii w dosyć atrakcyjnej cenie, a Galapagos..... No właśnie, z Galapagos mieliśmy spory problem. Wahaliśmy się czy jechać. Wszelkie źródła polecają zwiedzanie wysp na zorganizowanych rejsach, które kosztują kosmiczne pieniądze, a do tego, jak się im bliżej przyjrzeć, rzadko kiedy oferują odwiedzenie kilku spektakularnych miejsc za jednym razem. Część wysp da się zwiedzić samemu, ale opinie są podzielone. Jedni mówią, że można zobaczyć całkiem sporo, inni że w porównaniu z rejsem to strata czasu. Z pomocą przyszły nam tym razem linie lotnicze Tame, oferując przelot na wyspy i z powrotem za dwie trzecie regularnej ceny, a do tego idealnie pasujący do naszych, wcześniej ustalonych planów. Nawet nie rzucaliśmy monetą, takiej okazji po prostu się nie przepuszcza. A pieniądze..... Cóż, taniej nie będzie i problem kosztów trzeba będzie rozwiązać... ale później 🙂

Tym sposobem nasz plan wizyty w Ekwadorze został wywrócony do góry nogami, a z trzech tygodni na włóczenie się po kraju został nam tydzień, pochłonięty głównie przez Quito i okolicę. Góry, wulkany i plaże Pacyfiku niestety będą musiały poczekać. Do Ekwadoru na pewno jeszcze kiedyś wrócimy, a póki co zapraszamy do śledzenia obecnej relacji...