Leon czy Granada ?

Liberalne Leon i konserwatywna Granada to dwa kolonialne miasta, zbudowane w XVI wieku i nazwane na cześć hiszpańskich pierwowzorów. Na zmianę wyznaczane na stolicę, przez wieki walczyły ze sobą o prym. Przepychanki trwałyby pewnie do dziś gdyby sporu nie rozsądzono budując nową stolicę. Tak powstała bezbarwna Managua.

Dziś Leon i Granada współzawodniczą jedynie o popularność wśród turystów. Chociaż prym właściwie bezsprzecznie wiedzie Granada. W Leon turystów spotkamy jedynie na głównym placu.

 

Leon

image

 

Mimo sporych rozmiarów, Leon ma urok prowincjonalnego miasteczka. Jest obdrapane, trochę zaniedbane, ale swojskie. Głównym zabytkiem jest tu masywna katedra, której niestety już dawno przydałoby się większe odświeżenie, ale najwidoczniej brakuje funduszy. Gmach kryje jednak osobliwy skarb, jakim jest jego dach. Warto zapłacić za osobny bilet wstępu (3 USD), żeby zobaczyć to architektoniczne cudo. W słoneczny dzień konieczne będą ciemne okulary. Niesamowita, wszechobecna biel odbija promienie jak śnieg.

image

 

Na tyłach katedry znajduje się ruchliwy targ, na którym pod wieczór wystawiają się fritangas. Duże grille z daleka wabią zapachem smażonych mięs, naleśników, zapiekanych w cieście warzyw i serów. Po takiej kolacji, kolejnego dnia dobrze zjeść lekkie śniadanie, najlepiej w pobliskiej kawiarni Pan y Paz, gdzie serwują pyszne francuskie wypieki i prawdziwe, chrupiące bochny chleba, za którymi tęskniliśmy odkąd wyjechaliśmy z Polski.

image

image

Leon to także baza wypadowa na kilka ciekawych wulkanów ( m.in. Momotombo, Telica ) oraz najsłynniejszą atrakcję Nikaragui - volcanoboarding na Cerro Negro ( o którym pisaliśmy tu). Zjazd z wulkanu oferuje tu każda agencja ( zwykle 30 USD), ale warto wybrać kultową już Quetzaltrekkers, organizację non-profit, która jako jedyna oferuje dwa zjazdy, a dochody przekazuje na wsparcie dzieciaków z lokalnej społeczności.

 

Granada

image

 

Kolonialna perełka położona nad jeziorem Nikaragua. Granada przypomina trochę atmosferą gwatemalską Antiguę.
Zadbana, odmalowana i przystosowana do potrzeb zachodniego turysty. Jest więc piękny plac i promenada z licznymi knajpkami, agencjami turystycznymi i straganami z pamiątkami.
Wiele osób napotkanych przez nas w podróży narzekało na takie miejsca, twierdząc że brak im autentyczności i atmosfery. Pomijając wyższe ceny, nam ta turystyczność jednak nie przeszkadza. Dziewiętnastowiecznego Paryża też już nie ma i nikt z tego powodu nie marudzi. Więc dlaczego biedniejszym krajom odmawiać prawa do rozwoju, zarabiania na turystyce i obstawać przy robieniu z ich miast skansenów? Nam Granada taka jaka jest, bardzo się podobała.

image

 

Kolorowa, czysta i centralnie położona, stanowi doskonałą bazę wypadową do laguny Apoyo, sąsiedniej Masayi, wulkanu o tej samej nazwie i Mombacho. Nie wspominając o przyjemnym spacerze nad jezioro oraz rejsie po Las Isletas, czyli setkach wysepek położonych nieopodal brzegu. Przewodnik chętnie opowie o mijanych prywatnych wyspach i domach należących do milionerów, zabierze na wyspę małp i pokaże lokalne gatunki ptaków. Ceny za 2-godzinną wycieczkę oscylują w granicach 35 USD, ale wystarczy chwila negocjacji aby popłynąć za pół ceny. Im więcej osób tym taniej, a najtańsze łódki stoją na samym końcu nabrzeża.

image image

Ogromne jezioro, przez wieki kontrolowane przez piratów, przypływających tu z Morza Karaibskiego, kryje w sobie niebezpieczną ciekawostkę. Żyją w nim rekiny, w dodatku mało przyjazne żarłacze tępogłowe (ang. Bull shark), które przebywają bardzo długą drogę aby dotrzeć tu z oceanu. Ich populacja, chociaż znacznie przetrzebiona przez popyt na rekinie mięso, podobno powoli się odradza. Miejscowi bez obaw kąpią się jednak w jeziorze, nas jednak jakoś nie kusiło.