Chapulines, pupusa, kangur i kava, czyli co je podróżnik?

Nie jesteśmy fanami dziwnych potraw i choć będąc w nowym kraju staramy się jak najlepiej poznać lokalną kulturę i kuchnię, w przypadku jedzenia za bardzo nie eksperymentujemy. W naszym podróżniczym menu nie znajdziecie więc smażonej tarantuli, gnijącego rekina, tłustych, żywych robali czy zupy z małpiego mózgu. Z poniższego wpisu dowiecie się za to jakich smakołyków spróbować można w Ameryce Centralnej, Południowej czy w Australii. Opowiemy Wam też jak smakuje kangur, gdzie w Ameryce można skosztować szarańczy i co przez przypadek można zjeść na uroczystym obiedzie u pastora na Tonga.

 

1. Egzotyczne owoce

img_0581

Ameryka Centralna i Południowa, od Meksyku po Boliwię to owocowy raj. Na targach piętrzą się owoce wszelkich form, kolorów i smaków. Większość z nich widzieliśmy na oczy po raz pierwszy. A ile radości było przy ich kupowaniu i próbowaniu! Miejscowe handlarki nie mogły się nadziwić naszej niewiedzy, a po kilku pytaniach: „co to? Jak to się je? A którą część?”, na ogół śmiały się do rozpuku, a my razem z nimi. Wycieczki na targ kończyły się wieloma degustacjami, po których staraliśmy się opisać kolor, zapach i przede wszystkim smak tych pyszności.
Niektóre owoce aromatem lub smakiem przypominały nam znane gatunki, jak kiwi czy truskawki, inne nie przywodziły na myśl nic owocowego, jak na przykład curuba o smaku lekarstwa na gardło 🙂
O saramuyo, mamey, zapote, lulo, gujawie i wielu innych tropikalnych owocach przeczytacie w tym i kolejnym wpisie.

W Ameryce Centralnej obrane i pocięte owoce sprzedawane są na ulicach. Jeśli jednak nie chcemy wypalić sobie gardła, przy zakupie trzeba wykazać się refleksem i szybko uprzedzić sprzedawcę, który nasze pomarańcze lub mango posypie solą i chili!

Z kolei na wyspach nie trudno o owoce prosto z drzewa. Świeża papaja z kokosowym miąższem często służyła nam za śniadanie. Te rozpływające się w ustach owoce to, zaraz obok słońca, coś za czym w Polsce tęsknimy najbardziej.

 

2. Mięsne kąski

img_4416

W Gwatemali, niemal jedynym łatwo dostępnym i tanim pożywieniem jest pollo frito lub pollo dorado, czyli suchy, smażony kurczak. Po kilku tygodniach takiego żywienia człowiek chętnie przeszedłby na wegetarianizm. Na szczęście nie zawsze nasza dieta była tak monotonna.

W Meksyku, poza wspomnianymi pysznościami udało nam się spróbować popularnych w stanie Oaxaca, chapulines, szarańczy czy koników polnych w chili, smażonych na oleju. Nie powiem żeby przeżuwanie czułek i nóżek weszło nam w nawyk, czy nawet leżało w strefie komfortu, ale chrupiące świerszcze smakowały jak ... paprykowe chipsy. Nie najgorzej 🙂

chapulines
W Salwadorze odnaleźliśmy niegdyś popularne, dziś znikające z narodowego menu, danie z iguany. Po spróbowaniu nóżki wiemy już chyba dlaczego potrawa ta nie zyskuje na popularności. Maleńka kończyna to praktycznie same kostki, a skrawki gotowanego mięsa okazały się praktycznie bez smaku.

Spotkaliśmy się z podobnymi opiniami na temat ekwadorskiego specjału, czyli pieczonej świnki morskiej. Cuy to niezbyt wiele mięsa za dość wysoką cenę, a widok jeszcze żywych świnek morskich w klatkach sprawił, że nie mieliśmy ochoty ich spróbować. Po skosztowaniu wiele lat temu podczas podróży po Islandii kawałka wieloryba do dziś mamy wyrzuty sumienia, nie chcieliśmy więc ryzykować ze świnką.

image94-1024x682
Spróbowaliśmy za to peruwiańskiego steku z alpaki i był to w końcu strzał w dziesiątkę. Bardzo dobre, ciemne mięsko, przypominające w smaku coś pomiędzy wołowiną, jagnięciną, a dziczyzną. Alpaka jest w dodatku bardzo zdrowa, ma dużo białka, a mało tłuszczu.

Wśród mięsnych dań prawdziwym hitem okazały się jednak te australijskie. Początkowo trudno było nam się przekonać do zjedzenia sympatycznego kangura, ale to w Australii bardzo popularne i właściwie najtańsze mięso. W każdym supermarkecie dostaniemy kiełbaski, steki czy pulpeciki z kangura. Mięso jest ciemne, soczyste i ma słodkawy smak. Dobrze komponuje się z czosnkiem lub ze słodkimi marynatami, na przykład z sosem śliwkowym. Surowe ma wyrazisty, dosyć nieprzyjemny dla mnie zapach, ale po obróbce jest naprawdę wyśmienite. Do tego, podobnie jak alpaka prawie nie zawiera tłuszczu i cholesterolu, jest za to dobrym źródłem białka. Bywa dostępne w Polsce, ale osiąga tu niestety bardzo wysokie ceny.

kangur

Nieco rzadsze w australijskich supermarketach, ale dostępne w wielu restauracjach jest też mięso strusia i krokodyla. Nie trafiliśmy niestety na sezon na Emu, ale krokodyl, duszony w sosie, okazał się białym, super delikatnym mięsem, wręcz rozpływającym się w ustach. Nie wiem czy smażony smakuje tak samo, ale tego którego próbowaliśmy moglibyśmy opisać jako coś pomiędzy rybą , a bardzo delikatnym drobiem.

Na koniec naszej wyprawy, na Sri Lance skusiliśmy się jeszcze na szaszłyk z żaby. Nie wyglądał może zbyt apetycznie bo jak płaz rozjechany na drodze, a potem nabity na patyk, ale w smaku przypominał kurczaka. Nie jest to jednak posiłek, którym można by się najeść. Jak łatwo sobie wyobrazić składa się z prawie samych kosteczek. Jedynie na udkach znajdziemy trochę więcej mięska, ale Francuzi już dawno na to wpadli 🙂

006

 

3. Morskie stwory

img_4617

Kraje wyspiarskie żyją z morza. Nic więc dziwnego, że na stole królują ryby i inne morskie stworzenia. Nie wiecie jaką radość sprawiła nam taka odmiana po tygodniach ryżu z fasolą. Czuliśmy, że po takim poście naprawdę zasłużyliśmy na luksusowy smak krewetek w mleczku kokosowym i grillowanej langusty serwowanych na ulicach Belize. Pyszności!

img_9393

W Peru rzuciliśmy wyzwanie ceviche, daniu znanemu już na całym świecie, ale pochodzącemu właśnie z tego regionu. Ceviche to kawałki ryby i owoców morza marynowane w soku z limonki, z dodatkiem chili, cebuli i kolendry. Ryba wygląda na surową, ale w rzeczywistości białko ścina się pod wpływem limonki. Ceviche ma bardzo charakterystyczny kwaśno-pikantny smak. Danie to ma wielu zagorzałych fanów, ale nam zdecydowanie nie posmakowało.

Pokochaliśmy za to steki z tuńczyka, prosto z rybnego targu w sąsiednim Chile. Taki kawał ryby wystarczy wrzucić na patelnię, odrobinę posolić i voila! Nic więcej nie trzeba aby zjeść królewski posiłek. Podobnie przyrządza się równie mięsisty stek z rekina (nie mylić z bardzo drogą płetwą). Nie wolno go jednak przesmażyć bo robi się twardy.

Niektórych gatunków rekina można także spróbować w Australii w postaci fish and chips. Smażona na głębokim oleju rybka w cieście i frytki to typowe danie Aussies, a także Kiwi, mieszkańców Nowej Zelandii. Jak łatwo się domyślić jest to tłuste i niezbyt zdrowe danie, ale smaczne, sycące i niedrogie.

img_9516

Potrawę zdecydowanie bardziej fit zaserwowali nam mieszkańcy Tonga, wysp Pacyfiku oddalonych od Nowej Zelandii zaledwie o dwie godziny lotu. Była to cudownie miękka ośmiornica w mleczku kokosowym. To danie jedliśmy kilkukrotnie w lokalnych knajpach przy głównym porcie i za każdym razem smakowało wyśmienicie.

img_5504
Prawdziwym rarytasem okazało się jednak danie, jakim uraczyła nas rodzina pewnego tongijskiego pastora, który zaprosił nas do swojego domu. Wśród kilkunastu innych potraw na stole pojawiła się mała miseczka z jakąś potrawką w białym sosie. Każdego dania należało spróbować aby nie uchybić zasadom gościnności, ale ta tajemnicza miseczka została nam podana z nabożną czcią. Było to tradycyjne wyspiarskie danie przyrządzane w domach tylko na specjalne okazje. Mieliśmy zgadnąć czego właśnie kosztujemy. Sos skutecznie uniemożliwiał rozpoznanie i ku rozbawieniu gospodarzy nie potrafiliśmy jednoznacznie stwierdzić czy mamy do czynienia z jakimś delikatnym mięsem czy może z rybą. Nie ulegało jednak wątpliwości, że było bardzo smaczne! Gdy jednak dowiedzieliśmy się co właśnie konsumujemy zrobiło nam się trochę wstyd. Była to bowiem potrawka z żółwia morskiego. Takiego z jakim z przyjemnością pływaliśmy "płetwa w płetwę" na Galapagos i wszystkich rafach, chronionych, delikatnych ekosystemach. Zabić takie piękne zwierzę?! Dla nas nie do pomyślenia. A jednak, mieszkańcy wysp Pacyfiku od wieków jedli żółwie. Nie dziwi to, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jeszcze niecałe 40 lat temu wciąż polowali na wieloryby. Mięso żółwia to w końcu jedno z niewielu, obok ryby, łatwo dostępnych i zdrowych źródeł pożywienia. Ze skorup robi się tu piękne ozdoby, a mięso stanowi nie lada smakołyk.

 

4. Inne przysmaki

img_0077

Poza królującą w Ameryce Centralnej tortillą, empanadas czy tamales, o których pisaliśmy przy okazji kuchni meksykańskiej, mieliśmy okazję spróbować kilku podobnych specjałów z sąsiednich krajów. W Salwadorze była to pupusa, i jej ogromna wersja pupusa loca (szalona pupusa). Jest to bardzo prosta potrawa. Kukurydziany placek z nadzieniem z sera, cebuli, czosnku, mięsa i fasoli, schowanym w jego środku.

img_4681
W Hondurasie, na wyspie Utila, zajadaliśmy się baleadas, grubą, złożoną na pół tortillą zapiekaną z serem, jajecznicą, śmietanką, różnymi mięsiwami, warzywami i obowiązkową fasolką. Naszą dietę urozmaicały też smażone platany i bulwy manioku, zwanej yuka, czasami zastępowanej  słodkimi batatami.

 

5. Napoje

img_9279

Wszystkie te pyszności trzeba jednak czymś popić... W Meksyku podczas obchodów Dia de los Muertos zaproponowano nam sa'aka, święty napój Majów. Wyglądał według nas jak woda po ogórkach, smakował zupełnie niczym, ale nie wypadało odmówić.

Znacznie śmielej spróbowaliśmy chocolatl, napoju z kakaowca, praprzodka gorącej czekolady. Miazgę kakaową (kakao nieodtłuszczone) miesza się z wodą, mąką kukurydzianą i chili. Napój dodaje energii i jest ponoć bardzo zdrowy, ale niestety niezwykle gorzki i pikantny.

Europejską wersję pitnej czekolady zaserwowano nam w Kolumbii. Chocolate Santafereno podawana jest jednak z kostką żółtego sera, którą wrzuca się do gorącego napoju. Jak smakuje takie połączenie? Dokładnie tak jak na wpół rozpuszczony ser w czekoladzie. Możecie sami przetestować w domu 🙂

chocolate-santafer

Na rozgrzanie znacznie bardziej polecałabym ekwadorskie canelazo, gorącą aguardiente (wódkę z trzciny cukrowej) z cynamonem i kwaskowatym sokiem z lulo. Może okazać się lepsza niż grzane wino 🙂

Niepijących rozgrzeje także agua de panela, gorąca woda ze słodką melasą. Lepsza jest jednak z mlekiem.

Wśród gorących napojów w Ameryce niepodzielnie króluje jednak kawa. Zwłaszcza w Kolumbii w niemal każdym miejscu podadzą nam dobrą, aromatyczną kawę. Najczęściej cafe tinto, małą czarną z cukrem. O skomplikowanym procesie jej przyrządzania, od zerwania z krzaczka, po ostatnie mielenie, pisaliśmy dla Was z kolumbijskiej finki.

 Zupełnie inna kava, na zimno, czeka na nas na wyspach Tonga. Tutejsza kava to napój alkoholowy, powstający przez wymieszanie korzennego proszku z wodą. Brudnoszary kolor i wątpliwe walory smakowe, a do tego efekt drętwiejącego języka, trochę jak po znieczuleniu dentystycznym, tworzą wrażenie napoju tylko dla smakoszy.

Photo by www.vanuatuindependent.com

Photo by www.vanuatuindependent.com

Skoro jesteśmy przy dziwnych, nieprzejrzystych płynach, grzechem byłoby nie wspomnieć o słodkiej, mlecznej chorchata de arroz. Jest to napój z mąki ryżowej, cukru, mleka z proszku i wanilii, sprzedawany z lodem najczęściej z dużych, plastikowych baniaków. Obok agua de jamaica, napoju z hibiskusa oraz agua de tamarindo, czyli soku z tamaryndowca, jest jednym z popularniejszych ulicznych napojów Ameryki Centralnej.

horchata

Według mnie na orzeźwienie najlepsze są jednak batidos, owocowe szejki we wszystkich kolorach tęczy. Na ulicznym straganie wybiera się dowolną kombinację smaków,  a panie na miejscu, ze sterty pięknych tropikalnych owoców, przygotowują soki. Moje ulubione połączenie to pomarańcza, ananas i truskawka 🙂

batidos

A jakie są Wasze ulubione smaki podróży?

 

A na deser - oto JAK jada podróżnik gdy musi wyżywić się sam 😉

img_9759 img_9765 img_9770